Grudniowe ucieczki to moje ulubione ucieczki! Gdziekolwiek, byleby w doborowym towarzystwie i w stronę słońca! A w Atenach zalało nas morze słońca i przywitało błękitne niebo. Nie mogło być lepiej. Turlaliśmy się po mieście od knajpy do knajpy po drodze zdobywając Olimp. O ile przed wyjazdem starałam się zrobić jak zawsze kulinarny research, tym nie znajdowałam nic co skradłoby moje serce. Większość znajomych, którz już odiwedzili Ateny radziła poddać się intuicji i wchodzić do przypadkowych miejsc. Z pomocą jednak przyszły wskazówki od Tessy Kiros – za pośrednictwem nieocenionej Małgosi Minty, która podzieliła się z nami swoimi ulubionymi adresami.
Nasze wielkie greckie ucztowanie rozpoczeliśmy w Cafe Avissinia – cudowne miejsce z pyszną, klasyczną, grecką kuchnią i domową atmosferą. To tu zjedliśmy najlepszą musakę, tzatzki i zapiekane bakłażany. To był cudowny wieczór, wino lało się strumieniami, a z kuchni wychodziły kolejne przysmaki. Bardzo polecam!
Jeszcze młody wieczór postanowiliśmy zakończyć w małym wine barze w pobliżu naszego hotelu – Heteroclito -gdzie imponująca karta greckich, naturalnych win ( około 200 eykiet ) i przemiła obsługa zaspokoiły nasze często bardzo rozbieżna oczekiwania. W końcu dogodzić 12nastu osobom to niełatwa sztuka 🙂 Do wina w Heteroclito zjecie greckie sery, wędliny i drobne snaki. Niesttey objedzeni po kolacji nie daliśmy rady już nic wcisnąć, ale po jakości wina zakładam, ze jedzenie mu nieustępuje.
Oprócz wina regularnie pijalismy też świeżo wyciskane soki w pijalni Ginger Monastiraki. Nie sposób oprzeć się stertą granatów, które mogłabym spożywac dowolnych ilościach a ich sok to nektar. Owszem wykręca mi twarz i powoduje lekkie mrowienie mózgu, ale zaliczam to tylko do bonusów 🙂
Wdrapaliśmy się też na Akropol.
Nie sami, z przewodniczką i to był super pomysł. Pani Olimpia zasypała nas historią i ciekawostkami, cierpliwie odpowiadała na nasze pytania i wysłała nas na kolację 🙂 Zwiedzanie Akropolu i centrum Aten z przewodnikiem pokazało nam miasto w innym świetle, bardzo polecam tę opcję.
Napady głodu zaspokoajaliśmy w przypadkowych miejscach i o ile tylko raz trafilismy na klasycznie kiepskie jedzenie to przypadkowe miejsca były ok, ale nijak nie można ich porównać do restauracji z polecenia. Naszym papierkiem lakmusowym były tzatziki i moussaka i coż, Cafe Avissinia nie miała sobie równych.
W ciągu dnia i wieczorem polecam drinka na dachu w A for Athens coctail bar. Widok jest obłędny, koktajle pyszne, pełnia szczęścia 🙂
Na kolację Olimpia poleciła nam Athinaikon – restaurację kilka kroków od naszego hotelu, położoną przy głównej ulicy. Dla naszej sporej gromadki miejsce idealne, kelnerzy błyskawicznie złączyli stoły i zaczeliśmy fiestę. Wszystkie zamówione ryby były rewelacyjne, mussaka troszkę gorsza niż nasz niedościgniony wzór z Cafe Avissina, ale nadal pyszna. W karcie trafiliśmy nawet na rybę bonito, która rozpływała się w ustach.
Pyszny ateński street food znajdziecie w O Kostas – malutka dziupla z genialnymi souvlakami. Pyszne grillowane mięso, soczyste pomidory, cebula, pietruszka i jogurt – niebo zawinięte w zgrilowaną pitę, a cena… ok. 2,5 euro, lepiej być nie może!
A na śniadanie, deser, podwieczorek, lub przy wolnej przestrzeni w brzuchu, koniecznie gęsty grecki jogurt z orzechami i miodem w YIAOURTAKI !
Uff, na lotnisku dopchaliśmy souvlaki i jogurt baklavą, popiliśmy grecko/cypryjsko/turecką kawą i pozostawiliśmy błękit nieba za sobą. Do Grecji wrócę z przyjemnością, do Aten niekoniecznie. To miasto nie skradło mi serca, ale dostarczyło wiele radości i pysznych emocji. Cztery dni w zupełności zaspokoiły mój apetyt na Ateny 🙂
Dużo zrobiliście w ten tydzień 🙂
Agata to nawet nie był tydzień, tylko lekko przedłużony weekend:-) To wrodzona nerwica ;-)))