W czasach kiedy wchodząc do sklepu boimy sie kupić jedzenie, uważenie czytamy etykiety, sprawdzamy pochodzenie warzyw i owoców, dyskutujemy o karmie dla ryb i wszyscy zamieniamy się w małych chemików – sprawdzając kolejne wieloczłonowe związki chemiczne w wikipedii – serce rośnie kiedy słyszymy o miejscach gdzie jakość jedzenia jest na pierwszym planie.
W koncepcie Water &Wine nie dość, że cała uprawa owoców i warzyw jest organiczna, to został zastosowany zamknięty proces produkcji warzyw. Przyznam szczerze, że uslyszałam o takiej opcji po raz pierwszy w ogrodach W&W od zachwyconych nią szefów kuchni. We wcieleniu tego wymagającego ale ogromnie satysfakjonującego planu pomaga im od kilku miesięcy cudowna Pani ogrodnik – Klaudia.
W ogromnym skrócie postaram się wytłumaczyć założenie konceptu Water&Wine. Pozostając wiernym zasadzie – nie marnuj! – w kuchni W&W zbiera się wszystkie organiczne odpady, które następnie trafiają w ręce Klaudii. Pani Ogrodniczka zaszczepia je dobrymi bakteriami i tworzy odżywki, fermenty i nawozy. Rośliny przy niej rosną jak szalone.
Uprawy na polach W&W wyglądają wprost obłędnie. Wszystko się zieleni i tryska zdrowiem. Aż wierzyć się nie chce, że to bez chemii 🙂 A jednak można! Te piękne rośliny następnie trafiają w ręce Marka Flisińskiego i Kamila Raczyńskiego, którzy wyczarowują z nich genialnie pyszne dania i proces się powtarza. Odpady do wiadra, wiadro rękoma Pana Zenka do Klaudii, bakterie do odpadów, odżywki na pole, warzywa na stół 🙂
Uwierzcie na słowo, te warzywa i owoce mają SMAK! Taki jaki pamiętamy z dzieciństwa, lub chcielibyśmy pamiętać. Są soczyste, chrupkie, nasączone miłością. A jeśli mi nie wierzycie wybierzcie się na kolację do Water&Wine póki trwa klęska urodzaju, na pewno uda Wam się coś skubnąć z pola 🙂