Podróż do Wietnamu od początku do końca była bardzo dziwnym zbiegiem wydarzeń i okoliczności. Dziwnym, ale jak życie pokazało cudownym. Od jesieni 2016 miałam być bardzo zajęta przy pewnym projekcie, więc kiedy okazało się, że wrzesień mam jeszcze wolny podskoczyłam z radości i postanowiłam go wykorzystać na wakacje, szczególnie, że kilka tygodni wcześniej zaproponowała mi wspólną podróż Monika Walecka. Kupiłyśmy bilety, jeździłyśmy palcem po mapie i planowałyśmy nasze niesamowite wakacje. Niestety plany planami a życie swoje – w ostatniej dosłownie chwili okazało się, że ze względów formalnych Monika musi zostać w Stanach. Nawet nie wiecie ile łez obydwie wylałyśmy… Pierwszy przystanek jako jedyny miałyśmy zaplanowany – 2 noce u przyjaciółki Moniki – Uli. Ula wraz ze współlokatorką Onah przyjęły mnie fantastycznie. Uczyły cierpliwie wszystkich zasad panujących w Wietnamie i zabierały na lokalne przysmaki.
Po kilku dniach w rozwijającym się, industrialnym mieście ruszyłam nad morze złapać wiatr w żagle i poleniuchować. Autobusem – kuszetką ruszyłam nad morze. Wietnamskie autobusy podwożą nas pod podany przy wsiadaniu adres, to wspaniałe udogodnienie, które podróżując z plecakiem jest nie do przecenienia. Mui Ne to mała surferska miejscówka, zdominowana przez Rosjan, która poza sezonem świeci pustkami i idealnie nadaje się na kilka dni bumelowania. A owoce morza jakie tam jadłam to bajka. Będąc w Mui Ne koniecznie odwiedźcie restaurację Mr.Crab – za ich przegrzebkami ze słoniną tęsknię do dzisiaj 🙂
Z Mui Ne wróciłam do Sajgonu i tanimi liniami poleciałam do Hanoi, gdzie wylądowałam w epicetrum obchodów dnia dziecka, a dzieci w Wietnamie się kocha <3!
W Hanoi polecam:
Genialne naleśniki ryżowe gotowane na parze wypełnione farszem do wyboru np. krewetkowym z prażoną cebulką. Najlepsze jadłam w Banh Cuon Gia Truyen.
Pyszną sałatkę z makarony ryżowego, swieżych ziół i wieprzowiny w Bun Bo Nam Bo, które miałam jakieś 2 metry od hotelu 🙂
Koniecznie kawę po wietnamsku z mlekiem kondensowanym i jajem, zupę z węgorza i pho bo w PHO 10.
Z Hanoi nocnym pociągiem ruszyliśmy do SAPA – bilety kupcie na doworcu kolejowym, nie w agencjach, zaoszczędzicie min. połowę ceny. Pociąg jest super, wygodne kuszetki, czysto i bezpiecznie. Rano budzicie się wypoczęci na stacji Lao Cai, tam łapiecie busa do Sapa, prysznic i ruszacie w góry 🙂
Sapa jest niesamowite, poplątanie z pomieszaniem. Początkowo zupełnie mnie zatkało. Na ulicy spotykamy okoliczne plemiona sprzedające miody, plony, wyroby rękodzieła, wokół powstają hotele, mniej i bardziej ekskluzywne, mnóstwo turytsów i podrób ubrań North Face z przymróżeniem oka zwanych Sapa Face 🙂 Kiedy jednak uciekniecie z miasteczka, ponownie zapiera Wam dech w piersiach. Jest przytłaczająco pięknie i wzruszająco. Do Sapa wracam na tułaczkę przy pierwszej okazji.
Z Sapa przywiozłam miód, noże i niestety plecione przez małe dziewczynki bransoletki, nie mogłam się tym małym terrorystkom oprzeć 🙂
Będąc w Sapa koniecznie odwiedźcie The Hill Station!
Żegnałam Sapa z bólem serca.
Kolejny nocny środek transportu czyli autobus z różowymi kuszetkami do Ha Long Bay, był niezpomnianym przeżyciem… O świcie przywitało nas kolejny zapierający dech w piersiach widok 🙂
Z miasteczka Ha Long bay kupiliśmy bilet na prom publiczny, który znowu jest nieporównywalnie tańszy niż prywatne łodzie. Zatrzymaliśmy się w Cat Ba beach resort, gdzie jedzenie było parszywe, ale widok na plaże z domku i bar z widokiem na zatokę rekompensowały wszystko. Z Cat Ba BR do miasteczka Cat Ba to kilkuminutowy spacer, a tam czeka na nas kilkadziesiąt restauracji z owocami morza, oraz różnymi wersjami “kuchni międzynarodowej w stylu wietnamskim” dla spragnionych grzanki z szynką backpackersów 🙂 Ja jak zawsze na śniadanie wybierała Pho bo, lub congee.
Trzy dni plażowania w zupełności zaspokoiły mój głód na lenistwo i ruszyliśmy w drogę do Hoi An. Wodolot/autobus/samolot/taksówka i już jesteśmy w centralnym Wietnamie. Hoi An jest z bajki! Całe obwieszone kolorowymi lampionami, z piękną starówką i malowniczymi zakamarkami no i oczywiście jest mekką zakupową. Ja uszyłam sobie skórzane buciki, torebkę, kupiłam 7 lamp i wiedziałam, że więcej nie dam rady upchać w plecaku. Wytrawni gracze wysyłają swoje zdobycze kurierem do kraju docelowego, ale podobno można czekać i rok na przesyłkę, a ja cierpliwością nie grzeszę 🙂
W Hoi An wzdłuż rzeki jest mnóstwo turystycznych miejscówek ze średniej jakości jedzeniem. Prawdziwą perełką było Nu Eatery schowane w uliczkach starówki. Dla mnie uzależniające, wracałam codziennie po więcej 🙂
A po posiłku ruszałam na włóczęgę po pięknym miasteczku 🙂
Hoi An było naszym przedostatnim przystankiem, czekał już nas tylko powrót do Sajgonu, ostatnie kilka dni spędzone na zwiedzaniu, jedzeniu i ponownym spotkaniu z kochanymi dziewczynami: Ulą i Onah, z którymi spędziliśmy niezapomniany wieczór i fru fru do domu…
Reasumując: Wietnam jest super, polecam go szczególnie po sezonie. Jest różnorody, piękny i przyjazny. Obecnie jest w przedziwnym momencie, jeszcze komunistyczny, ale widać już silnie wchodzący kapitał prywatny. Jeszcze załapiemy się na apele i defilady na głównych placach miast, ale z druguej strony kupimy najnowsze kolekcje Diora i Armaniego w Sajgonie. Jest pełen kontrastów i smaków. Jest ciekawy i wart poznania. Ja na pewno wracam, jeszcze nie teraz, ale za 2-3 lata, żeby porównać i powłóczyć się po górach, żeby najeść się pho po uszy i uszyć buty Hoi An.
Dziękuję firmie Olympus za udostępnienie sprzętu. Wszystkie zdjęcia zrobione były aparatem firmy E-M1 z obiektywami : 25 mm f 1.8 i 12-40 mm f 2.8. Nie wyobrażam sobie lepszego aparatu w podróży, jest leciutki, bardzo intuicyjny, szybki i posiada wi-fi, co umożliwiało mi wrzucanie zdjęć na telefon w trakcie podróży. Ciężko było się z nim rozstać 🙂
I sama koniec końców byłąś tam??? Podziwiam. Zdjęcia cudne:-)
Przez pierwszą część podróży byłam sama, ale to w zeszłym roku była druga podróż w którą los/karma/przypadek postanowił wysłać mnie samotnie, nadrabiam wpisy, wkrótce pojawi się Indonezja 🙂 A podróżowanie samemu jest super doświadczeniem, wiele o sobie można się dowiedzieć 😉
Jedzenie wygląda przepięknie. Chętnie bym spróbował takich egzotycznych smaków!
Wietnam jest pyszny 🙂 Koniecznie proszę zaplanować tam urlop!!!!
Zdjęcia mówią same za siebie więc na żywo pewnie szok dla oka. Sama chyba bym się trochę bała wybrać w taką podróż więc gratuluje odwagi.
Wietnam dla mnie był bardzo przyjazny i bezpieczny, ja akurat lubię część podróży odbywać samotnie, bo tak na prawdę w podróży nigdy nie jest się samotnym 🙂
Fenomenalne zdjęcia!
Dziękuję!!!