Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję spróbować kuchni szefa Marka Flisińskiego, Kamila Raczyńskiego, lub Radka Murata nie wahajcie, sprzedajcie duszę i dajcie się zaczarować tym niezwykle zdolnym i skromnym Szefom.
Dzięki uprzejmości Cisowianki spędziłam cały dzień wraz z innymi fajnymi dziewczynami – Maią z Qumam Kaszę, Kasią z Chilli Bite, Magdą z Crust and Dust , Agatą z Kuchni w Formie, Agatą z Cisowianki na zbieraniu kwiatków, bratków, malinek, wykopywaniu ziemniaczków, ścinaniu rabarbaru, szukaniu szczawiku zajęczego a następnie przetwarzaniu zbiorów pod pilnym okiem Panów w przepyszne dania.
Na przystawkę wyczarowaliśmy zapiekaną w liściach bazylii czekoladowej, bazylii sałatowej i melisy fasolkę szparagową z kwiatami ogórecznika, olejem miętowym i krzakiem poziomek.
To danie przypadło mi najbardziej do gustu ze względu na proste a zarazem zaskakujące smaki. Młoda fasolka z masłem i ziołami z ogrodu od pierwszego kęsa zachwycała. A do tego sposób podania… aby się do niej dobrać dostałyśmy nożyczki w kształcie ptaszka, którymi musiałyśmy przedrzeć się przez krzak poziomek do obiadu 😉
Nad zupą pracowałyśmy dzielnie z Maią, a efekt przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Sałacianka z młodymi ziemniaczkami, kawiorem i mrożoną słoniną była rewelacyjna!
Wykopywanie młodych ziemniaczków dało nam dużo radości, własnoręcznie zebrany obiad zupełnie inaczej smakuje:-)
Przyszła kolej na danie główne: Jesiotr!
Jesiotr podany z paloną młodą kapustą – która jest rewelacyjna- sosem smardzowym i kwiatami gorczycy rozpływał się w ustach!
Kolejne zachwycające danie to grasica podana na dzikich ziołach z sosem z grillowanych szparagów. Oprócz wysmażonej w punkt grasicy, zachwycał złożony aromat dzikich ziół, które nadały temu daniu wiele zaskakujących wymiarów.
W tajemnicy wam powiem, że talerze były wylizywane, a desery jedzone z dokładką! Zapewniam, że też byście zjedli podwójną porcję pieczonych truskawek, rabarbaru i poziomek z kwiatami czarnego bzu, podanych z utartymi płatkami róż, konfitowaną cytryną i zapieczonym zabajone na tokaju. Szaleństwo? Nie, to rewelacyjny deser, który zwieńczył ten pyszny, pełen niespodzianek posiłek.
Atmosfera w Nałęczowie była tak miła, że swobodnie czułyśmy się nawet wylizując talerze 😉 Jak może być zresztą inaczej w miejscu gdzie większość produktów pochodzi z własnej hodowli, a zespół Marka Flisińskiego to osoby dzielące wspólną pasję i odważnie podchodzące to tematu współczesnej kuchni polskiej. Była to moja druga wizyta w koncepcie Water and Wine i… nie mogę doczekać się kolejnej 😉
Zdjęcie zbiorowe Maciej Stankiewicz.
2 komentarze